
Spis treści
Gorączka, silne bóle stawów i wysypka to tylko początek. Chikungunya, kiedyś lokalna choroba tropikalna, dziś coraz częściej pojawia się na całym świecie – także w Europie. Wraz z ekspansją komarów rośnie ryzyko zachorowania, a dla wielu podróżników może to oznaczać tygodnie cierpienia, a nawet trwałe problemy zdrowotne. Dobra wiadomość? W 2024 roku w Unii Europejskiej zatwierdzono nową szczepionkę dającą odporność na całe życie. Kto powinien się zaszczepić, jak działa preparat i co warto wiedzieć przed podróżą? O zagrożeniach i o tym, dlaczego szczepienia są inwestycją na całe życie, mówi prof. dr hab. Ernest Kuchar, kierownik Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
- Skąd wzięła się sama nazwa choroby?
„Chikungunya” wywodzi się z języka Makonde używanego w Tanzanii i Mozambiku. Dosłownie oznacza „człowieka zgiętego” i opisuje cierpiącego, który garbi się pod wpływem bólu stawów. Chorobę opisano po raz pierwszy w Tanzanii w 1952 r.; już sama jej nazwa uświadamia, jak dokuczliwy może być ból towarzyszący zakażeniu.
- Jak wygląda typowy przebieg choroby?
To choroba grypopodobna, ale z potężnym komponentem bólowym. Po 3-7 dniach wylęgania (czasem do dwóch tygodni) pojawia się wysoka, dwugarbna gorączka, silne bóle stawów i mięśni, dreszcze, ból głowy, ból za gałkami ocznymi i wysypka. Wysypka bywa plamista, następnie przechodzi w plamisto-grudkową; częściej zaczyna się na twarzy, obejmuje dłonie, podeszwy stóp, u dzieci może zajmować błony śluzowe. U 40 proc. pacjentów po fazie ostrej utrzymują się przewlekłe bóle i zapalenia stawów - potwierdzane w badaniach obrazowych. Zdarzają się też hiperpigmentacje skóry. Śmiertelność jest niska, ale jakość życia potrafi zostać zrujnowana.
- Dlaczego dziś mówimy o problemie globalnym?
Decyduje ekspansja wektorów choroby: Aedes aegypti i Aedes albopictus. Tam, gdzie latają komary, tam może pojawić się chikungunya. W sezonie 2005/2006 doszło do mutacji wirusa, która zwiększyła zjadliwość i łatwość transmisji. W 2020 r. chorobę notowano jeszcze w kilkudziesięciu krajach, w 2024 r. już w 110. Najwięcej przypadków obserwuje się w tropikalnej Afryce, Azji Południowo-Wschodniej, na Karaibach oraz w Ameryce Łacińskiej, lecz ogniska lokalne występowały także w Europie Południowej.
- Kto choruje najciężej?
Grupami ryzyka są noworodki, osoby starsze oraz chorzy przewlekle - szczególnie z nadciśnieniem czy zmianami stawowymi. To u nich częściej obserwujemy przewlekły, wyniszczający ból, a w ostrym okresie możliwe są powikłania neurologiczne czy hematologiczne. Dlatego to właśnie te grupy powinny myśleć o szczepieniu w pierwszej kolejności.
- Co to za preparat?
To szczepionka żywa atenuowana, w której wirus został, mówiąc obrazowo, „wykastrowany” - usunięto mu białko NSP3 kluczowe do namnażania. Dzięki temu pobudza silną odpowiedź immunologiczną, a sam nie wywołuje choroby. Podajemy ją domięśniowo w jednej dawce i - analogicznie do szczepionki przeciw żółtej gorączce - mówimy o ochronie na całe życie. W czerwcu 2024 r. preparat został zarejestrowany w Unii Europejskiej dla osób od 13. roku życia (poprzednia wersja charakterystyki mówiła o 18 latach, co niedawno zmieniono). To jedna dawka, jeden wyjazd do przychodni - i długotrwała ochrona.
- Jak tolerowana jest ta szczepionka?
Zwykle bardzo dobrze. Najczęstsze odczyny niepożądane to ból i obrzęk w miejscu wkłucia, przejściowe bóle mięśni, stawów, gorączka czy nudności. W badaniach bezpieczeństwa rzadko notowano leukopenię, limfopenię czy łagodne, przejściowe wzrosty enzymów wątrobowych. Objawy zwykle ustępowały bez następstw. Trzeba natomiast poinformować pacjenta, że u nieco poniżej 2 proc. zaszczepionych mogą pojawić się objawy przypominające „mini-chikungunyę”, utrzymujące się nawet miesiąc - i to jest wliczone w ryzyko.
- A przeciwwskazania?
Standardowe jak dla wszystkich szczepionek żywych: ciężka immunosupresja, ciąża (z braku danych), ciężka reakcja alergiczna na którykolwiek składnik szczepionki. Jeżeli ktoś planuje ciążę lub jest w trakcie terapii immunosupresyjnej, powinien skonsultować temat ze specjalistą.
- Komu realnie zaleciłby pan szczepienie?
Każdemu, kto często lub spontanicznie (mam na myśli np. wyjazdy „last minute”) podróżuje do strefy tropikalnej. Zwłaszcza osobom planującym dłuższy pobyt, pracę czy wolontariat. Dodałbym, z uwagi na przewlekłe zmiany stawowe, wszystkim, których zawód wymaga precyzji manualnej: muzykom, artystom, chirurgom czy mechanikom. Lepiej zabezpieczyć stawy, zanim będzie za późno. Jedna dawka przed trzydziestką działa równie dobrze jak po sześćdziesiątce, dlatego warto się pospieszyć.
- Czy samo szczepienie wystarczy?
Nie. Zasada jest prosta: szczepienia uzupełniają, a nie zastępują klasyczną profilaktykę przeciwkomarową. Trzeba stosować repelenty, nosić długie odzienie, spać pod moskitierą, unikać wycieczek po zmierzchu i przed świtem. Ale proszę zauważyć, że powyższe działania wymagają stałej troski i powtarzania - np. repelent działa tyle, ile utrzymuje się na skórze i jego aplikację trzeba powtarzać, a szczepionka działa niezależnie od naszej pamięci i sumienności.
- Zostaje kwestia lęku przed „nowym zastrzykiem”. Jak przekonać sceptyków?
Lęk jest emocją, tymczasem decyzja o szczepieniu powinna być racjonalną analizą ryzyka. Oprócz choroby o ostrym przebiegu chikungunya potrafi zostawić ślad na lata. Decydując się na szczepienie z wyprzedzeniem, w najgorszym wypadku „odchorujemy” niepożądany odczyn poszczepienny przed wyjazdem, w dobrych, domowych warunkach. Zakażenie dzikim wirusem przydarzy się w najgorszym możliwym momencie - w tropikach, z daleka od własnego lekarza i systemu opieki, na kosztownym urlopie, często bez ubezpieczenia. Dla większości ludzi jedna doba hospitalizacji za granicą wielokrotnie przewyższa koszt szczepionki.
- Dlaczego nazywa pan szczepienia dobrą inwestycją?
Bo w przeciwieństwie do diety czy sportu nie wymagają ciągłej dyscypliny. Jedna decyzja i efekt ochronny na lata. Z wiekiem nasza naturalna odporność słabnie, a szczepionka - jeśli podana wcześniej - utrzymuje skuteczną ochronę. Jakby nie liczyć, wychodzimy na plus: dziś jeden zastrzyk, jutro i później bliskie zeru ryzyko choroby, kosztów leczenia i zmarnowanego czasu. To czysta kalkulacja korzyści do ryzyka.
- Podkreśla pan, by szczepić się „za młodu”. Dlaczego?
Organizm młody nie tylko lepiej odpowiada na szczepionki, ale jeszcze rzadziej występują działania niepożądane i na dłużej cieszymy się ochroną przed chikungunyą. Z każdym rokiem immunosenescencja przytępia odpowiedź immunologiczną. Po sześćdziesiątce skuteczność bywa niższa, a tolerancja szczepionki znacznie gorsza. Skoro więc planujemy podróże i wiemy, że komary rozszerzają zasięg, to szczepienie wcześniej jest z wielu powodów bardziej opłacalne.
- Na koniec: jaka jedna rada dla przyszłych podróżników?
Traktujcie państwo szczepienia tak samo poważnie, jak rezerwację hotelu. Zarezerwujcie czas na wizytę w poradni minimum sześć tygodni przed wylotem. To prostsze i znacznie tańsze niż później negocjować rachunek w lokalnym szpitalu. Szczepienia to parasol, który zabezpiecza nas, gdy zacznie padać. W tropikach ulewa nadchodzi nagle - lepiej mieć parasol przygotowany.